31 km w Górach Stołowych

Start w górach i to zimą to jest to! Wybrałem dłuższy dystans, trochę też dlatego, że półmaraton miał już zamkniętą listę startową. W uzyskaniu pakietu na 31 km przyszła z pomocą AdRunaLine, która to była sponsorem imprezy odbywającej się w Karłowie w Górach Stołowych.

Do tej pory w górskich zawodach zimowych, miałem okazję brać udział tylko podczas ZPGS w roku 2018. Naturalnie biegałem większe dystanse po śniegu w różnych górach, jednak zawody to co innego.

W sobotę startował półmaraton, którego zawodników oglądałem przez okno pensjonatu w którym się zatrzymałem, znajdującego się ok. 50 m od startu. Po powolnym śniadaniu wybrałem się na, już ubitą, trasę zawodów by wykonać rozruch. Przy okazji kibicowałem zawodnikom znajdującym się na ostatnich kilometrach biegu.

Start 31 kilometrów zaplanowany został na niedzielę. Linię startu należało przekroczyć od 8:00 do 8:30, a to ze względu na obostrzenia covidowe. Postanowiłem, że wystartuję tak jak początkowo bieg miał się rozpocząć. W ten sposób chciałem uniknąć ewentualnych przepychanek lub trudnych do wykonania manewrów wyprzedzania na często wąskich ale ubitych, śniegowych ścieżkach.

Gdy ruszyłem wraz z innym zawodnikami znajdowałem się w okolicach 12-15 miejsca. Mój plan ustawiony był na zakończenie rywalizacji w pierwszej 10 więc było całkiem dobrze. Mimo wszystko trzeba było się liczyć z tym, że na mecie obowiązywał czas netto, a więc osoby startujące później, mogły w klasyfikacji generalnej wskoczyć nawet na 1 miejsce… Na pierwszych kilometrach zorientowałem się, że zapomniałem spakować do kamizelki biegowej kurtki, czyli jednego z elementów wyposażenia obowiązkowego. W razie kontroli groziło to karą czasową. Ponieważ nic nie mogłem już na to poradzić, po prostu biegłem dalej.

FB_IMG_1643228838434

Śniegu była całkiem sporo, który spadła dwie noce wcześniej. Nie było jednak tyle, ile w górach zimą można było się spodziewać. Pogoda i warunki były dla biegaczy wręcz idealne. Co prawda słońca nie zaznaliśmy, ale nie było dużego mrozu. Nie miałem też większych problemów z ślizganiem się na szlaku. Biegło mi się komfortowo, chociaż oczywiście podbiegi, których w pierwszej fazie wyścigu nie brakowało dawały w kość. Pod górę właśnie, raczej biegłem zachowawczo, co mogło skutkować tym, że byłem czasem wyprzedzany. Za to na zbiegach z niedowierzaniem patrzyłem na niektórych zawodników jak sobie nie radzą. W tym elemencie to tylko ja wyprzedzałem i miałem z tego ogromną frajdę. Uwielbiam zbiegi, szczególnie takie nieoczywiste, z kamieniami, skrętami, gdzie trzeba coś przeskoczyć lub ominąć. Czułem się w tym elemencie mocny.

Największe zbiegi miały miejsce na ok. 1 km i ok. 7 km. Naturalnie jak to w górach po zbiegu następowały podbiegi. Łączna suma podbiegów wyniosła 1450 m przy zbiegach liczących 1350 m. Po pokonaniu ok. 12 km od startu trasa nieco stała się bardziej „płaska”. Nie było już na niej bardzo mocnych zbiegów lub podbiegów. Był to czas na w miarę możliwości szybsze bieganie. Od czasu do czasu wyprzedzałem zawodników lub ktoś mnie wyprzedzał. Starając się liczyć na którym +- jestem miejscu. Wychodziło mi że trzymam się na 7 pozycji. Była to więc duża motywacja by biec mocno ale i zarazem rozważnie.

Na ok. 20 km na punkcie żywieniowym zatrzymało się aż trzech zawodników biegnących przede mną. Zatrzymali się na tyle długo, ze zdążyłem do nich dobiec, nalać do silikonowego kubka herbatę i pobiec dalej, starając się poić i nie oblać zbytnio. Plasując się w tamtej chwili o trzy oczka wyżej w klasyfikacji motywacja wzrosła. Mimo, że na swojej drodze miałem podbieg nie chciałem odpuszczać, wiedziałem że niedługo pojawi się zbieg, a wtedy będę biegł ile sił by uciec z pola widzenia przeciwnikom. Co się zresztą udało. Biegłem więc w okolicach 5 miejsca. Wiedziałem jednak, że przeciwnicy tak łatwo nie odpuszczą i będą mnie i swój czas gonić najlepiej jak się da. Największym jednak wyznawaniem na końcówce było przedarcie się na zmęczonych nogach przez śnieg sięgający połowy łydek a nawet kolan. No i oczywiście wisienka na zimowym torcie! Pokonanie 665 schodów na dystansie ok. 300 m, które prowadziły do Schroniska PTTK na Szczelińcu, gdzie zlokalizowana była meta. Miałem nadzieję, że będę miał na tyle dużo sił by żwawo pokonać ten odcinek. W moim przekonaniu jednak ze żwawością nie miało to zbyt dużo wspólnego. Biegłem/szedłem tak szybko jak się dało. Mięśnie paliły i brakowało sił, jednak starałem się walczyć o każdą sekundę. Na metę wbiegłem po 3 godzinach i 21 minutach i 57 sekundach. Czas (netto) ten dawał 8 miejsce open i 3 w kategorii wiekowej. Na mecie zostałem jednak poddany kontroli sędziowskiej, która wykazała (jak nie trudno się domyślić) brak kurtki w moim plecaku. W związku z tym otrzymałem karę czasową +10 minut. Spowodowało to spadek na 12 miejsce open i 5 w kategorii wiekowej. Niestety (nie jestem za tego typu rozwiązaniami) miejsca open dublowały się z miejscami w kategoriach wiekowych co pozbawiło mnie miejsca na podium w kategorii. Początkowa złość na braki w swoim wyposażeniu przeszła w żart i jest z pewnością nauczką na przyszłość. Same zawody polecam za sprawą organizacji ale także w związku z trasą, która jest poprowadzona przez piękne tereny. Dodatkowo śnieg sprawia, ze czujemy jak byśmy byli w bajkowej krainie. Zresztą pewnie dla tego w Górach Stołowych był kręcony film Opowieści z Narnii.

Comments are closed.