Bieg Niepodległości w Warszawie

11 listopada w całej Polsce odbyły się biegi niepodległości. W Wielkopolsce najbardziej znanym jest ten odbywający się w Luboniu. Startowałem w nim dwa lata z rzędu. Choć impreza bardzo fajna i dobrze zorganizowałem, postanowiłem w tym roku zmienić miejsce startu, którym zakończę sezon. Padło na Warszawę i jej już 27. Bieg Niepodległości, który odbywa się na dystansie 10 kilometrów. Jest to jeden z największych biegów organizowanych na terenie Polski. Limit zgłoszeń sięga 15 000 osób!

Zapisy na bieg rozeszły się szybko. Udało nam się jednak bez problemów zapisać. Tak więc do stolicy jechaliśmy w siedmioosobowym składzie. Oprócz Pauliny i mnie jechali z nami nasi znajomi, Alicja i Gustaw (znani z prowadzenia bloga trenujzpara.pl) oraz Marta z Piotrem. Na miejscu byliśmy wieczorem. Po zameldowaniu się w hotelu, ruszyliśmy w miasto by zjeść kolację. Po najedzeniu się wróciliśmy do hotelu by omówić kwestie logistyczne odebrania pakietów startowych (na tym biegu organizator oferował dosłanie numeru startowego na podany adres, jednak z naszej grupy ja z Pauliną jako jedyni nie skorzystaliśmy z tej opcji). Pakiety można było odbierać we wtorek do godziny 18:00 lub w środę, dzień  biegu, do godziny 9:00. Start odbywał się o 11:11… Było by więc dużo czasu by się nudzić. Postanowiliśmy więc, że pojedziemy wcześnie rano po pakiety i wrócimy jeszcze do hotelu. Dojazd do biura zawodów poszedł nam sprawnie, choć już wtedy autobus jechał objazdem. Po odebraniu pakietu i kolejnej za dużej koszulki (zastanawiam się, czy organizatorom nie zależy na tym by ludzie używali ich koszulek i w ten sposób reklamowali imprezę. Chyba tak…) ruszyliśmy w drogę powrotną. Niestety autobusu nie było widać, tak więc postanowiliśmy, że idziemy pieszo, aż może gdzieś autobus nas dogoni. Wyszło na to, że większość trasy pokonaliśmy idąc, a ostatnie 3 przystanki podjechaliśmy komunikacją miejską. Należy tu wspomnieć, że uczestnicy biegu w dniu jego odbywania się mieli możliwość korzystania z miejskiego transportu bezpłatnie, wystarczyło mieć przy sobie numer startowy.

Wróciliśmy więc do hotelu. Mieliśmy ok. 1,5 godziny do ponownego wyjścia. Dokończyliśmy więc śniadanie, uzgodniliśmy w recepcji hotelu by nieco przesunęli nam godzinę wymeldowania się, tak byśmy mogli po biegu dojść do siebie w komfortowych warunkach :)

Idąc na przystanek autobusowy zastanawiałem się czy objazdy nie objęły jeszcze większej liczby ulic. Niestety jak się okazało autobus zmienił trasę i nie jechał tak jak jeszcze kilka godzin wcześniej. Jechaliśmy więc czekając na przystanek, z którego podbiegniemy na start. Niestety zapytany kierowca nie wiedział kiedy takowy nastąpi… My widzieliśmy w oddali trasę biegu, rozgrzewających się biegaczy, lecz sami byliśmy zamknięci w autobusie. Czasu na rozgrzewkę zostawało coraz mniej, a jeszcze trzeba było zaliczyć WC. Udało nam się na szczęście uwolnić z autobusu i ruszyliśmy do McDonald’s. Tam mała kolejka do toalety. Patrzę na zegarek a start za niecałe 20 minut. Reszta z naszej grupy startowała kilka minut później. Starty odbywały się w strefach, zależnych od poziomu. Gustaw zaoferował, że zaopiekuje się moimi rzeczami i odda je Marcie, która nam kibicowała. Dzięki temu ja mogłem w „spokoju” dotrzeć na linie startu robiąc przy tym „rozgrzewkę”, która mogła by posłużyć za przykład jak jej nie należy robić. Miałem nadzieję, że wystarczy, chodź tak naprawdę musiała wystarczyć bo nie miałem czasu by zrobić coś więcej. Przeskakując przez plotek ustawiłem się w swojej strefie startowej. Stojąc w 3-4 rzędzie biegaczy rozejrzałem się nieco i zwątpiłem, czy aby ci wszyscy biegacze stoją w dobrym miejscu… Jak się okazało ten sam problem był w kolejnych grupach. Niestety jest to widoczne w wielu biegach. Mimo wyznaczonych stref, biegacze ustawiają się w nie swojej grupie, tylko tej szybszej. Jest to o tyle dziwne, że ludzie ci są praktycznie cały czas wyprzedzani, co nie jest chyba zbyt komfortowe, a co gorsze, utrudnia swobodny bieg szybszym zawodnikom. Czasem takie osoby mogą powodować także wypadki…  

Na kilka minut przed startem odśpiewany został hymn Polski, który myślę, że niejednego zawodnika zagrzał jeszcze bardziej do walki o dobry wynik. Jako pierwsi podjęli próbę zawodnicy na wózkach. Po chwili także i biegacze stali gotowi do startu. Ruszyliśmy!

bnw15_01_alc_20151111_122246_1Wśród biegaczy wypatrzyłem dwóch Piotrków, Będkowskiego oraz Książkiewicza, kolegów ze studiów i biegowych tras. Znanym wielu jako organizatorów  miedzy innymi cyklu biegów City Trail.  Są oni zarówno dobrymi organizatorami jak i biegaczami, dlatego postanowiłem biec razem z nimi, starając się współpracować. Tempo, które trzymaliśmy było dobre, realizowałem swoje założenia, choć przeszkadzał w tym wiatr. Biegliśmy w kilka osób, wyprzedzając co jakiś czas kogoś. Na ok 2,5 km wbiegliśmy na wiadukt, który spowodował, że zwolniliśmy trochę, jednak na zbiegu myślę, że odrobiliśmy stratę. Trasa była bardzo fajna, bo oprócz wspomnianego podbiegu, który czekał również na nas po nawrocie, była płaska. Kibiców jednak było mało. Spodziewałem się tłumów. Ale co zrobić, to nie był Poznań :) Dobiegliśmy do nawrotu, który zlokalizowany był na skrzyżowaniu. Przebiegliśmy obok punktu z wodą, z którego nie skorzystałem (uważałem, że to zbyt krótki dystans i zbyt zimno by trzeba było pić). Powoli bieg wchodził w decydującą fazę. W planie miałem dotrwać w jak najlepszej formie i tempie do 8 km, czyli już za wiaduktem i wtedy rozpocząć finisz. Częściowo plan się udał bo przyspieszyłem, jednak nie tak jak bym chciał. Piotr Będkowski wyprzedził mnie na kilka metrów. Biegłem za nim jakiś czas. Na horyzoncie zobaczyłem bramę oznaczającą linię mety. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał, że koniec biegu nastąpi za 800 m. Starałem się zmotywować do przyśpieszenia. Za plecami czułem oddech Iwony Lewandowskiej, jednej z najlepszych obecnie maratonek w Polsce. Powoli plecy wspomnianego Piotra zaczęły przybliżać się. Obok niego biegła grupa kilkuosobowa. Zmotywowałem się na myśl, że jeśli ich wyprzedzę przeskoczę w klasyfikacji generalnej o jakieś 7 miejsc. Leciałem ile sił miałem w nogach. Walczyłem do końca, i udało się wyprzedzić tych których chciałem. Na mecie pojawił się odruch wymiotny. Ale to mnie nie zdziwiło, bo ostatni kilometr przebiegłem w 3 minuty i 9 sekund, a poprzednie w ok. 3:30… Ucieszyłem się, że jestem wstanie tak się zmotywować na dłuższym dystansie niż tylko 200 – 300 m przed metą.

bnw15_01_mz_20151111_124805_2Na mecie spotkałem Tomka Łyżwińskiego, redaktora portalu dla biegaczy czasnabieganie.pl z którym zamieniłem kilka słów i wymieniłem uwagi dotyczące biegu. Kolejna osobą z warszawskiego świadka biegowego był Adam Klein, redaktor bieganie.pl, a także dyrektor biegu Wings for Life World Run. Zostałem przez niego poproszony o udzielenie wywiadu. Jak się okazało wszyscy, z którymi rozmawiałem byli pod wrażeniem, że chciało mi się przyjechać na bieg aż do Warszawy :)

Ludzi na mecie było coraz więcej. Zacząłem obawiać się, że możemy mieć problem by się znaleźć. Stałem więc w strefie za metą tak by wychwycić tych którzy kończą. Pierwszy był Gustaw z którym dalej oczekiwałem na kolejnych członków ekipy. Jedyne co mi przeszkadzało to chłód, który coraz bardziej przenikał moje ciało. Kolejna osobą którą wypatrzyliśmy była Paulina. Jak się okazało biegła praktycznie cały czas z Piotrem, który na końcu wyprzedził ją o kilka sekund. Teraz czekaliśmy już tylko na Alę.

Udało się nam wszystkim spotkać i zrobić wspólną fotę. Mimo, że był wielki tłum biegaczy nie mieliśmy problemów z poruszaniem się, czy też długotrwałym odnajdywaniem się.

12250139_951590418249030_6148521947189118674_n

Po ubraniu się w ciepłe rzeczy rozpoczęliśmy powrót do hotelu, co wcale nie było takie łatwe. Po pierwsze nie mieliśmy pojęcia jak jeżdżą autobusy w związku z objazdem. Szliśmy więc na czują, tak by dojść gdzieś skąd możemy pojechać do interesującego nas miejsca. Tak taktyka okazała się słuszna ;)

Po krótkim odpoczynku i prysznicu ruszyliśmy na miasto. Nastąpiło to akurat wtedy, gdy ruszył Marsz Niepodległości, który oglądaliśmy z oddali. Bliżej jej częściowym uczestnikom mogliśmy przyjrzeć się, a przede wszystkim przysłuchać na dworcu PKP gdy oczekiwaliśmy na pociąg do Poznania…

Comments are closed.