Jak dziesiątka, to tylko maniacka!

Na poznańską dychę powróciłem po rocznej przerwie. Na udział w tej imprezie zdecydowałem się dosyć późno, jednak nie żałuję swojej decyzji. 

Pakiet startowy odebrałem w piątek, dzień przed startem, który odbył się 19 marca. Tak więc w sobotę na start mogłem udać się prosto z domu. Było to dobre rozwiązanie gdyż blisko ponad 5 tys. osób kłębiło się w rejonach poznańskiej Malty, co momentami utrudniało swobodne poruszanie się.

Po oddaniu rzeczy do depozytu udałem się w kierunku startu, który mieścił się na ul. Baraniaka. Tradycyjnie drogę tą wykorzystałem na wykonanie rozgrzewki. Na ok 5-7 minut przed startem byłem już w okolicy startu. Spotkałem tam m.in. Dominika Włodarkiewicza, który tym razem nie startował (był świeżo po Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim), a przyszedł aktywnie (w biegu) kibicować.

Po krótkich wymianach zdań, zdjęciu długich spodni i bluzy, które zostawiłem Paulinie, udałem się na start.

Na starcie sporo znajomych twarzy. Pogoda sprzyjała i samopoczucie też. Liczyłem na dobry bieg. Po kilku słowach dyrektora biegu – Artura Kujawińskiego – nastąpiło odliczanie i start. Ruszyliśmy ulicą Baraniaka w dół, tak więc pierwszy kilometr był dość szybki. Po wypłaszczeniu się trasy wbiegliśmy na Most Rocha, na którym można było poczuć podmuchy wiatru w twarz.  Biegłem praktycznie cały czas sam, więc nie miałem za kim się schować, byłem zdany sam na siebie. Tempo, które sobie narzuciłem było komfortowe i spełniało moje oczekiwania. Kibiców niestety dużo nie było. Gdy przebiegałem obok Starego Browaru od faceta z samochodu stojącego obok trasy biegu usłyszałem: „do lasu z bieganiem!”. To się nazywa doping ;)

Na wysokości AWF znajdował się 5 km, połówka dystansu. Zameldowałem się tam w czasie 17:07. Tragedii nie było, choć powinno być szybciej. Ruszyłem jednak dalej z przeświadczeniem, że teraz będę tylko przyśpieszał..

Niestety od 6 km nieco zwolniłem. Jednak bieg wchodził powoli w decydującą fazę i należało wziąć się w garść, tym bardziej, że zza pleców wyskakiwali kolejni zawodnicy. Ostatnie 2 km trasa prowadziła już po starej trasie Maniackiej Dziesiątki tj. wzdłuż jeziora Malta (pierwsze edycje odbywały się na dwóch pętlach wokół jeziora maltańskiego. Teraz trasa poprowadzona jest głównie po ulicach Poznania). Na drugim końcu toru regatowego można było zobaczyć metę, co motywuje do szybszego biegu. Świadomość, że wyścig zbliża się ku końcowi pobudziła mnie do wzmożonego działania i przyspieszenia. Zawodnicy biegnący obok również się do tego przyczynili. Wreszcie i wiatr stał się sprzymierzeńcem, który zaczął wiać w plecy. Minąłem znacznik 9 km. Wtedy zacząłem niepotrzebnie kalkulować wynik jaki mogę uzyskać na mecie. Należało biec ile sił, a nie liczyć. Nastąpiła chwila zwątpienia. Na szczęście nie trwała długo i na ok. 800 m przed metą  poderwałem się do finiszowania.

12495155_1027423923999012_2823820102360918161_n

Poczułem, że biegnę szybko ale nie na maksymalnych prędkościach. Ok. 500 m przed metą jeszcze przyspieszam. Biegnąc po łuku na końcu którego jest meta i pokonując ostatnie sto metrów do niej, widzę na zegarze 33:57 i wiem, że nie złamię 34 minut. Wpadam na metę i zatrzymuje się w ramionach koleżanki Michaliny, która wręcza medale. Podtrzymuje mnie i gratuluje, a ja dochodzę do siebie. Bieg zakończyłem z czasem 34:05 o minimum 6 sekund za wolno niż zakładałem. Niby niewiele, a jednak… W generale zająłem 39 miejsce na rekordowe 4671 biegaczy.

bmd16_01_ajk_20150319_123444_1

Cieszę się mimo, że nie osiągnąłem w pełni swoich założeń. Dobrze mi się ułożył ten bieg i był przetarciem przed startem w maratonie w Bratysławie, który odbędzie się 3 kwietnia. Czuję, że mam rezerwy tylko muszę po nie sięgnąć.

12 Maniacka Dziesiątka okazała się rekordowa nie tylko ze względu na liczbę startujących osób. Zaroiło się także od nowych rekordów życiowych, a aż sześciu zawodników złamało 30 minut! Najszybszym był Edwin Chruiyot Melly, który na metę wbiegł po równych 29 minutach. Drugim zawodnikiem, a zarazem pierwszym Polakiem został Adam Nowicki, który potrzebował 29 minut i 22 sekund. Pierwszą trójkę uzupełnił Emil Dobrowolski z czasem 29 minut i 27 sekund.

W śród pań wygrała Agnieszka Jerzyk z czasem 33 minuty 51 sekund. Po siedemnastu sekundach za naszą czołową triatlonistą na metę wbiegła Sofiya Yarenchuk uzyskując czas 34 minuty i 8 sekund. Trzecia na mecie pojawiła się Ewelina Paprocka, która potrzebowała 34 minut i 21 sekund by pokonać dystans dziesięciu kilometrów.

11011956_1027423747332363_1334334874257413870_n

Maniacką Dziesiątkę polecam wszystkim, którzy chcą wystartować w dobrze zorganizowanym biegu, a do tego na płaskiej – szybkiej atestowanej trasie. Myślę, że medal, z roku na rok coraz bardziej pomysłowy, również zadowoli każdego biegacza zbieracza ;)

Comments are closed.