Jak ukończyłem 15 maraton

      Start na królewskim dystansie w rodzinnym mieście to prawie pewnik. Tak też było w tym roku. Chociaż przez chwilę zastanawiałem się, czy nie pobiec gdzieś indziej, albo w ogóle nie zrezygnować z maratońskiego startu. Po chorobie w lipcu, trudno mi było wrócić do dobrej formy. Treningi były dobrze realizowane, wszystko wychodziło ładnie, jednak na zawodach szło kiepsko. Miałem problem z utrzymaniem tempa, w którym bez problemów powinienem biec.

Po dwóch nieudanych startach (15 i 10 km) zacząłem poważnie zastanawiać się nad rezygnacją ze startu w maratonie. Powątpiewałem w uzyskanie na nim satysfakcjonującego wyniku.

Na początku września skupiłem się jednak na starcie w Chyżej Dziesiątce. Szybka trasa, rodzinne miasto Pauliny = kibice, po prostu fajna impreza! Start odbył się o 14:00. Towarzyszył mu duży upał…

Po wystrzale startera ruszyłem dość mocno, tempo w okolicach 3:30. Bałem się, że za chwilę nastąpi powtórka z poprzednich biegów. Jednak postanowiłem  trzymać się sporej grupy, w której biegłem. Kolejne kilometry mijały, a ja trzymałem zamierzone tempo! Cieszyłem się, jednak obawiałem o następne km. Niepotrzebnie. Na metę wbiegłem na 4 miejscu, wyprzedzając kilku zawodników na ostatnich kilometrach. Osiągnąłem bardzo dobry czas. Ale przede wszystkim start ten dał mi dużo optymizmu przed maratonem!

Poznań Maraton

Na start w moim piętnastym maratonie, założenia były proste. Trzymać tempo 3:50 jak długo się da, a jak się da, to na końcówce przyspieszyć. Czyli nic skomplikowanego ;)

Do pomocy na trasie zaangażowałem Paulinę, która jadąc na rowerze miała mnie wspierać zarówno w kwestii odżywiania jak i psychicznie. Miała ona oczywiście pozwolenie od organizatorów na jazdę po trasie. Podczas całego biegu pomagała ona także innym zawodnikom. Wiozła butelkę z piciem zabraną z punktu, a także motywowała: „bardzo ładnie wyglądacie, dobrze Wam idzie!” Mnie osobiście najbardziej zależało na podawaniu ciepłego własnego izotonika (miód, cytryna i sól) i wody. Zimne napoje serwowane na punktach różnie na mnie wpływają, a dodatkowych utrudnień na trasie chciałem uniknąć.

Z Pauliną spotkałem się na ok. 7 km, tuż za miejscem gdzie brat z żoną i córką mi kibicowali: „sibko, sibko!”. Niezły zastrzyk energii, chociaż jeszcze nie tak bardzo potrzebny.

Po chwili znalazłem się na skrzyżowaniu z ul. Rolną, czyli rozpoczęły się moje treningowe tereny. A do tego kibice. Całe mnóstwo kibiców! W tym teściowie, dziadek (który jest obecny od pierwszego mojego startu w poznańskiej imprezie), a także znajomi m.in. z KGB Grzmot Komorniki. Super doping! Jednak trzeba było trzymać emocje i siły na wodzy. To dopiero 8-9 km.

mpo16_01_mpa_20161009_093505_2

Od początku biegłem praktycznie sam. Pojawiali się biegacze obok mnie i  przyspieszali lub zwalniali. Ja trzymałem swoje tempo i nie chciałem go szarpać. Na 10 km była nawrotka, więc można było zorientować się kogo się goni i przed kim ucieka ;) Biegłem w tym czasie z 2-3 innymi zawodnikami. Przed nami uformowała się grupa licząca 5-7 osób. widziałem że poruszają się w tym samym tempie co i ja, więc postanowiłem dogonić ich. Miałem więc do nadrobienia ok. 40-50 metrów. Zwiększenie tempa było ryzykowne, jednak wiedziałem, że samemu będzie ciężko przebiec cały dystans. W grupie biega się po prostu łatwiej!

Po 12 km, na lekkim zbiegu dołączyłem do biegaczy, których goniłem. Razem przebiegliśmy znów obok wspaniałych kibiców przy Rolnej (trasa jest poprowadzona jest m.in. po pięciokilometrowej  „agrafce”). Tu nadszedł też czas na pokonanie pierwszego znaczącego podbiegu, który prowadził na ul. Hetmańską. Musieliśmy na niej pokonać jeden wiadukt i jeden most, będąc nieco wystawieni na wiatr. Jednak ciężko dopiero miało się zrobić.

Odcinek trasy, którego się nieco obawiałem zaczynał się po 17 km. Był to długi podbieg, który kończył się dopiero po 19 km. Na całe szczęście współpraca w grupie układała się dobrze i dobrym tempem pokonaliśmy wymagające kilometry. Uśmiechy także gościły na naszych twarzach, jeszcze… :)

14520615_1204549872953082_4437740469076671894_n

Grupę tworzyli m.in. Izabela Paraszyńska i Witek Nowacki

Połówkę pokonaliśmy w dobrym czasie 1 godzina 20 minut i 54 sekundy. Dobry prognostyk. Jednak tak naprawdę maraton jeszcze się nie zaczął :)

Cieszyłem się cały czas biegiem, czasem przybijałem piątki dzieciom stojącym przy trasie i kibicującym. To dodaje mi energii, ale uważam też (może naiwnie), że taka prosta rzecz, może zaszczepić iskierkę sportowca w dziecku.

Powoli zbliżaliśmy się do Malty. Mekki poznańskich biegaczy, gdzie maraton i półmaraton miały swoje początki. Szybki zbieg w dół ul.  Baraniaka, ostry skręt w prawo i już jesteśmy nad najbardziej znanym zbiornikiem wodnym w Poznaniu. Bardzo lubię ten moment, kojarzy mi się z ostatnim kilometrem przed metą z pierwszych edycji maratonu. Było już słychać głos spikera, muzykę, kibiców… Jednak teraz na nowej trasie, zostało jeszcze do pokonania ponad 17 km. Organizatorzy nie pozostawili biegaczy tutaj samych w ciszy. Nagrali filmiki z dopingiem, które puścili na wielkim telebimie. Każdy okrzyk na wagę złota! :)

Maraton powoli wchodził w decydującą fazę. Widać to było nie tylko po oznacznikach kilometrów. grupa w której biegłem stopniała, wręcz przestała istnieć. pojawiły się przerwy. Każdy zaczynał walkę na własną rękę. Tym bardziej, że rozpoczął się wymagający podbieg na ul. Krańcowej. Złapałem tu najwolniejszy km w całym maratonie (4 minuty i 1 sekunda). Na całe szczęście z pomocą przyszedł zbieg z Warszawskiej, po której biegło się wyjątkowo dobrze.

14650149_961380520635150_4507160801470975673_n

Grupa się rozsypuje… (fot. Mateusz Szymczak)

Odczuwałem coraz większe zmęczenie.  Wiedziałem, że może pojawić się kryzys. Nadszedł w okolicach 29-30 km. Jednak zacisnąłem zęby, skupiłem się na biegu, nie rozmyślałem. Po chwili przeszedł – zniknął tak szybko jak się pojawił. Było mi ciężko, ale motywowany przez Paulinę nie poddałem się i wróciłem do swojego tempa.

Nastał jednak 33 km. Przed nami ukazały się czarne chmury, oznaka że będzie lał deszcz… Wiedziałem jednak, że są rzeczy, których się nie uniknie. Jedną z nich był podbieg na ul. Świętego Wawrzyńca, który ma długość ok. 1 km. Podbieg, który mocno sponiewierał mnie w poprzednim roku. W tym nie chciałem mu dać tej satysfakcji, jednak obawiałem się go. Jak się okazało niepotrzebnie. Byłem mocny. Wyprzedziłem kilku zawodników właśnie na tym etapie. Paulina mocno mi dopingowała, sama nie wierzyła, że idzie tak dobrze.

Ja powoli wchodziłem w stan łowcy. Pełne skupienie na biegu. Szukanie zawodników, których można wyprzedzić i gonienie ich. Szukanie motywacji do utrzymywania tempa, do walki o dobry wynik. A najlepiej oddają to słowa Pauliny, które powtarzała mi podczas biegu: „po to trenowałeś, musisz walczyć, masz siły, jeśli odpuścisz teraz, narzekanie na mecie nie pomoże!”. To działało!

Ulewa zaczęła się na ok. 35 km. Nawet mi to nie przeszkadzało. Bałem się jedynie o Paulinę. Jednak emocje ją grzały i nawet gdy wolontariusz chciał jej wręczyć pelerynę deszczową, odmówiła. A ja biegłem z całych sił, łapałem prawie najlepsze pojedyncze kilometry z całego dystansu. Pomógł mi w tym także samochód Radia ESKA, z którego głośników wydobywała się energiczna muzyka. Najpierw słyszałem ich za swoimi plecami, po czym wyprzedzili mnie i jechali przede mną powoli się oddalając. Chciałem krzyknąć by nie uciekali, tak jest dobrze! ;)

mpo16_01_mkz_20161009_113034_2

Przy INEA Stadion zorganizowana była strefa kibica, którą dowodził kolega Filip – konferansjer. Długo nie musiałem czekać i otrzymałem oszałamiający doping. Tego mi było trzeba! Jest moc na ostatnią prostą, ponad 3 kilometrową, którą biegnie się pod wiatr…

mpo16_01_mtr_20161009_113022_1

Walka weszła w ostateczną fazę. Trzeba było napierać ile sił, nie zwalniać, jedynie jak się da, przyspieszać. Zaczęło się jeszcze większe cierpienie. Wiedziałem jednak, że już za chwilę będzie meta, radość i odpoczynek. Paulina w mojej wiedzy mnie utwierdzała, motywując do walki.

Jesteśmy już przy Międzynarodowych Targach Poznańskich, mecie maratonu. Słyszę głos spikera, najpierw tego stojącego w czerwonym autobusie, Krzysztofa Łoniewskiego z Radiowej Trójki. Dopinguje mi, co dodaje jeszcze, tak potrzebnych w tym momencie mi sił.

mpo16_01_mpa_20161009_114506_1

„Żegnam się” z Pauliną (która nie może wjechać na teren targów) i wbiegam na niebieski dywan. To już prawdziwa ostatnia prosta. Długa, bo w połowie zaczynam zastanawiać się czy sił mi nie zabraknie. Kibice są rewelacyjni! Ogromny doping. Rewelacja.

Na metę wbiegam po 2 godzinach 42 minutach i 28 sekundach od przekroczenia linii startu. Mam nową życiówkę, poprawioną o ponad 3 minuty. Jestem bardzo zadowolony.

mpo16_01_mp_20161009_114442

Okazuje się, że zająłem 19 miejsce, 4 w kategorii wiekowej (jeśli by się nie dublowało to nawet 3!) i byłem drugim poznaniakiem. Rewelacja, mógłbym stanąć na podium, gdyby takie było dla kategorii wiekowych przewidziane… A stanąć na podium tak wielkiej imprezy to byłoby coś! Na pocieszenie pozostało Mistrzostwo Drużyny Szpiku, które obroniłem z zeszłego roku.

Na mecie spotkałem mojego trenera. Z wyniku jaki uzyskałem był zadowolony. Gdy mu pokazałem poniższe zdjęcie z mety maratonu, kilkanaście dni po imprezie stwierdził, że zbyt świeżo na nim wyglądam i mógłbym się kiedyś zmęczyć…

5627a

Ciekawa sytuacja czekała na każdego biegacza, który zdecydował się na masaż. W momencie wchodzenia do boksu, wszyscy fizjoterapeuci/masażyści bili brawo. Coś wspaniałego i niepowtarzalnego!

Dziękuję za doping wszystkim kibicom, którzy stali na trasie i dopingowali. Byliście super!

14642411_1204549232953146_5425306021089603730_n

Sukces ma wielu ojców i matek :)

Biegajcie i męczcie się! :)

Comments are closed.