Nie taka rekordowa Maniacka Dziesiątka

Na starcie jednej z największych i najszybszych imprez biegowych na 10 km w Polsce stanąłem już 8 razy. Maniacka Dziesiątka do tej pory miała 14 edycji. W tym roku jednak zmieniła nazwę. Ale po kolei…

Jest 2005 rok. Pierwsza edycja Maniackiej. Udziału w niej nie biorę, bo jeszcze nie biegam. Impreza odbywa się w marcu, ja swoją przygodę ze startami masowymi zaczynam w październiku, podczas 6. Poznań Maraton. Jak zaczynać, to z grubej rury :)

W 2006 roku również nie startuję. Nadal chyba nie wiem, że ten bieg istnieje. Zresztą kto by zawracał sobie głowę biegiem na 10 km, jak już przebiegł maraton ;)

2007 rok i startuję pierwszy raz w Maniackiej Dziesiątce. Z tego co pamiętam lał deszcz, fale na Malcie miały kilkanaście centymetrów. No i trasa, dwa okrążenia jeziora… Jak ja tego nie lubię! Na mecie zameldowałem się po 47 minutach i 10 sekundach, na 436 miejscu.

2008 rok i 388 miejsce, które dał mi czas 45 minut i 58 sekund. Nie pamiętam tamtego biegu. Była to jednak pewnie życiówka. A i start w biegu na 10 km należał do może 4 w karierze. W tamtym roku podczas Poznań Maraton zdobyłem Koronę Maratonów Polskich.

2009 rok to przełom. Udało się złamać 40 minut! 39:50 i 175 miejsce. To było coś. Życiówka poprawiona i to o ile! Na taki progres przyczyniła się jedna prosta rzecz. Przestałem biegać, a zacząłem trenować pod okiem trenera.

tuz przed metą w 2009 roku.

Tuż przed metą w 2009 roku.

2010 rok i kolejna poprawa wyniku i miejsca. 122 lokatę wywalczyłem dzięki 38 minutom i 29 sekundom spędzonym na trasie. Biegu nie pamiętam, ale z pewnością było strasznie ciężko, ale dałem radę ;)

W 2011 roku pauzowałem z powodu kontuzji. Musiałem zawiesić buty biegowe na kołek w związku z przeciążeniem pasma biodrowo-piszczelowego (ITBS – ang. Iliotibial band syndrome). Wyszło mi to chyba na dobre. Miałem czas na inne aktywności. A po powrocie do treningów biegowych, było tylko lepiej.

W 2012 roku odpuszczam start w Maniackiej (sobota) i jadę do Kołobrzegu na 15 km (niedziela). Oba biegi odbywają się dzień po dniu w ten sam weekend (od 2018 roku odbywają się w tym samym dniu – niedziela). W Biegu Zaślubin zająłem 25 miejsce z czasem 56:50. Co daje średnie tempo biegu 3:47. Można więc przyjąć, że w Kołobrzegu na 10 km nabiegałem 37:55. Co jest oczywiście sporym uproszczeniem, jeśli weźmie się pod uwagę dodatkowe 5 km. Tak czy siak była życiówka, zarówno na 10 jak i 15 km. Ta druga była łatwa do zrobienia, ze względu na pierwszy start na tym dystansie. Tamten bieg jak i wyjazd do Kołobrzegu pamiętam dosyć dobrze. Był to pierwszy wspólny wyjazd na zawody z Pauliną ;) No i jeszcze Maniacka. Jeśli bym na niej wystartował i uzyskał „czas” z Kołobrzegu był bym 102.

2013 rok to powrót do biegania w Poznaniu. Zrobiło się ciekawie za sprawą nowej trasy. Po raz pierwszy pobiegliśmy ulicami miasta Poznania, oczywiście z metą nad Maltą. Impreza stawała się z roku na rok coraz większa i dwa koła woków jeziora odeszły do historii. Czas jaki osiągnąłem był dla mnie rewelacyjny. I nadal jest. 35:51 i 59 miejsce. Mega progres. Zacząłem wierzyć, że mogę szybko biegać. Jednak wiedziałem też, że być może, zbliżam się do wyników, które będzie trudno w efektowny sposób poprawiać. Pierwszy raz pomiarem czasu tej imprezy zajęła się firma Plus Timing, z którą zaprzyjaźniłem się i zjej usług korzystam przy organizacji zawodów. Polecam!

2014 rok to teoretycznie spadek formy. Wynik 36:01 daje mi 82 miejsce. Pamiętam, że wystartowałem w opaskach kompresyjnych, które były przyczyną niepowodzenia. Musiałem się zatrzymać i je zdjąć. Od tamtej pory opasek używam praktycznie tylko po treningu jako sposobu na regenerację. Mimo niepowodzenia, okazało się, że to właśnie ten rok i start w innej imprezie odmienił moje biegowe życie. Kto wie jaki?

2015 rok to powrót na Bieg Zaślubin do Kołobrzegu. Zostałem zaproszony przez organizatora i startowałem jako elita. Na weekend nad Bałtyk jechała ze mną oczywiście Paulina, a towarzyszyli nam Marianna i Mikołaj, już z For Run Team. Oprócz biegania było także zwiedzanie wybrzeża. No i najważniejsze, wynik. Nabiegałem 52:44, co było również zasługą Piotra Sucheni (www.run-passion.pl), z którym na trasie współpracowałem, a na ostatnich set-metrach się ścigałem (przegrałem).

Bieganie synchroniczne.

Bieganie synchroniczne.

Jednak czas jaki uzyskałem był dla mnie mega. No i jeszcze 9 miejsce, a w kategorii wiekowej 1! W nagrodę otrzymałem statuetkę, najładniejszą i najoryginalniejszą (i najcięższą) ze wszystkich trofeów jakie mam. Na dodatek na mecie byłem przed Kenijczykami (tu opisuję, jak wyglądała rywalizacja). No ale jak się to ma do Maniackiej? Wspomniani Kenijczycy w sobotę wystartowali właśnie w Poznaniu, gdzie zajęli dwa pierwsze miejsca: Joel Maina  Mwangi 29 minut i 6 sekund, Henry Kemboi 29 minut i 55 sekund. W moim przypadku, jeśli pobiegł bym 10 km tempem z 15 km (3:31 min/km), nabiegał bym 35 minut. Biorąc pod uwagę 5 km krótszy dystans (szybsze tempo), powinienem złamać solidnie kolejną barierę. Czas jaki teoretycznie mógł bym osiągnąć na Maniackiej, dał by mi ok. 35 miejsce. Bieg w Kołobrzegu pozostanie mi w pamięci jako jeden z tych idealnych.

Oryginalna statuetka, nie jakaś chińszczyzna. No i przeoryginalna Paulinka.

Oryginalna statuetka, nie jakaś chińszczyzna. No i przeoryginalna Paulinka.

W 2016 roku było szybko, ale mimo wszystko o 6 sekund za wolno. Wybiegałem życiówkę 34:05, co pozwoliło mi na zajęcie 39 miejsca. Cieszyłem się z dobrego biegu i czasu jednak pozostał niedosyt. Na poprawę wyniku liczyłem w kolejnych startach na innych imprezach lub w ostateczności w kolejnej edycji Maniackiej…

Na mecie z życiówką w 2016 roku.

Na mecie z życiówką w 2016 roku.

2017 rok nie był łaskawy. W styczniu dopadła mnie ospa, więc musiałem dać sobie spokój z bieganiem na jakiś czas. Miałem nadzieję, że mimo wszystko uda mi się szybko wrócić do formy. Nic bardziej mylnego! Na przełomie lutego i marca przypałętał się do mnie ból zatok, który przerodził się w zapalenie ucha… Dwa tygodnie na antybiotyku. Oczywiście nie było mowy o bieganiu. Start w Maniackiej i poprawienie życiówki został marzeniem. Jedynym pocieszeniem dla mnie był fakt, że gdy zawodnicy poznańskiego biegu na 10 km stali na starcie, ja robiłem rozbieganie na bieżni mechanicznej w klubie multisportowym Red Oak, który mieści się nad Maltą. 10 km w 45 minut, więc tragedii nie było jak na pierwszy, spokojny trening po chorobie.

2018 rok to jeszcze większa chęć poprawienia wyniku z 2016 roku. Treningi szły bardzo dobrze, żadna choroba nie krzyżowała planów. Ale… Na ok. dwa tygodnie przed Maniacką zorientowałem się, ze realizując plan treningowy do maratonu (Dębno), nie biegam nic pod dychę. Pogodziłem się z tym faktem, jednak chciałem powalczyć, może się uda. Do 5 km szło całkiem nieźle. 17:15 dawało podstawy by myśleć o zbliżeniu się do życiówki. Jednak bieg pod wiatr, wysoka temperatura no i braki w przygotowaniu przypieczętowały niepowodzenie. 35 minut i 33 sekundy, 86 miejsce uznałem za niepowodzenie. Jednak wiem jakie są jego przyczyny. A to jest bardzo ważne.Na pocieszenie zostało mi zajęcie 4 miejsca wraz z AdRunaLine Team w klasyfikacji drużynowej. W skład zespołu oprócz mnie weszli: Marcin Chabowski, Michał Kubiak i Radek Pluciński. Do 3 miejsca (ASICS FrontRunner Poland) zabrakło nam ok. 1,5 minuty.

W letnim stroju startowym, podczas jeszcze zimowego biegu.

W letnim stroju startowym, podczas jeszcze zimowego biegu.

Nie był więc to dla mnie reCordowy bieg. Z tego co słyszałem, z dobrych wyników mało kto się cieszył. Maniacka Dziesiątka przestała nią być, przechrzczona została na Recordową Dziesiątkę. Dziwi i zastanawia mnie to C w nazwie. Polskich słów nie ma w słowniku? Jaki cel mają takie kombinacje?

Niestety inne rzeczy też mnie ukuły w oko. Medale wydawane biegaczom mają rożne kolory. Pierwszych 100 zawodników otrzymuje złoto, kolejna grupa srebro i jeszcze kolejna brąz. Powinienem otrzymać więc złoto. Dostałem srebro. Tak naprawdę nic sobie z tego nie robię, jeśli jednak jest taki pomysł wprowadzony (pierwszy raz miało to miejsce w 2009 roku) powinien być przypilnowany. Bo skoro się komuś coś należy… Inna rzecz to brak wody na mecie. Była co prawda woda kokosowa, jednak to nie to samo. Zwykła woda najlepiej ugasi pragnienie, pozwoli tez schłodzić ciało, szczególnie w bardzo ciepły dzień.

Plusem natomiast jest rosnący poziom sportowy. Wystarczy porównać moje dwa starty by się o tym przekonać. W 2013 roku czas 35:51 daje miejsce 59. Tegoroczny wynik, lepszy o blisko 20 sekund przesuwa mnie o 33 oczka niżej! Być może tegoroczna edycja była najmocniej obsadzonym  biegiem  na 10 km w Polsce… Kto wie?

W 2019 roku nie wiem czy wystartuję w Poznaniu, który kusi mnie jedynie szybka trasą i mocna stawka, dzięki której można szybko biegać. Do przemyślenia jest też  poprawienie wyniku drużynowego. Mimo wszystko kusi mnie ponowny start w Kołobrzegu. A może jeszcze gdzieś indziej…

man

Comments are closed.