Maraton Dębno, powrót po 10 latach

Pomysł startu w Dębnie narodził się na przełomie listopada i grudnia. Ja już w zeszłym roku chciałem tam wystartować, jednak ostatecznie pojechałem do Bratysławy (relacja). Startem w „Stolicy Polskiego Maratonu” zainteresowani byli także inni członkowie For Run Team. Tak więc 1 stycznia gdy otworzone zostały zapisy, szybko ruszyliśmy do komputerów, by wygrać wyścig o prawo startu. Udało nam się wszystkim :) 2300 numerów startowych rozeszło się po dwóch dniach… Trzeba było jeszcze znaleźć nocleg. I tu pojawił się problem. Wszystko pozajmowane! Udało się jednak wyszukać miejsce w Ognisku Wychowawczym „Nasz Dom” przy Parafii Św. Apostołów Piotra i Pawła. Długa nazwa wzbudziła nasze zainteresowanie. Byliśmy ciekawi w jakich warunkach będzie dane nam spać. Tym bardziej, że zarezerwowane mieliśmy miejsca w salce 10 osobowej. Jednak ważne było, że mieliśmy gdzie spać :)WP_20170401_15_25_58_Pro

Do Dębna wyruszyliśmy w sobotę w południe. Jechało nas 7 osób, z czego 5 startowało w maratonie. Dzięki wsparciu POL-CAR mieliśmy do dyspozycji 8-osobowego busa, co spowodowało, że cały For Run Team mógł jechać razem i się integrować :) Podróż minęła sprawnie i w wesołych nastrojach.

Po dojechaniu do Dębna znaleźliśmy bez problemów  swoją kwaterę. Byliśmy naprawdę pozytywnie zaskoczeni. Pokój okazał się czystym i schludnym miejscem z 10 łóżkami, które były wyposażone w pościel. Prysznic i ubikacja na korytarzu nam nie przeszkadzały. Były zadbane i wyglądały na niedawno wyremontowane. Budynek był piętrowy, a na samym jego dole znajdowała się jadalnia z kuchnią, gdzie można było przygotować sobie nawet bardziej skomplikowane jedzenie. Okazało się również, że nasza miejscówka ulokowana było ok. 500 metrów od startu biegu i 300 od mety. Scena gdzie odbywały się dekoracje była zaraz za płotem. Wszystko wyglądało bardzo dobrze!

Po zapoznaniu się z naszym miejscem do spania ruszyliśmy w miasto by znaleźć coś do jedzenia. Znaleźliśmy pizzerię i wątpię byśmy mogli skorzystać z jakiegoś innego lokalu. Udało się więc nam najeść (a właściwie napchać) i ruszyliśmy po pakiety startowe. Tu zabrakło kierunkowskazów którędy można dojść do biura zawodów . Na szczęście panowie montujący bramę startowa nas pokierowali. Centrum zawodów ulokowane było na hali sportowej. Kolejek po pakiety praktycznie nie było. A tworzyć się mogły, bo organizator dał zawodnikom do wyboru 2 opcje kubków i 4 wersje kolorystyczne ręczników. Było w czym wybierać ;) Oprócz stanowisk z pakietami na hali znajdowało się kilka stoisk ze sprzętem dla biegaczy. 

WP_20170401_17_58_34_Pro

Po wspólnym zdjęciu ruszyliśmy do naszej kwatery, by odpocząć przed kolejnym dniem. W naszej salce było bardzo wesoło. Całe szczęście, że był z nami w pokoju tylko jeden, i to bardzo wyrozumiały, pan ;) Noc była całkiem dobrze przespana chyba przez wszystkich. Po wspólnym śniadaniu poszliśmy na spacer, by dokładnie zlokalizować miejsce startu, który zaplanowany był na 11:00 (dość późna porę jak na maraton rozgrywany na początku wiosny).

Po powrocie ze spaceru trzeba było przygotować stroje startowe itp. Dzień wcześniej udało mi się załatwić u szefowej ośrodka gdzie spaliśmy rower, na którym Paulina miała mi towarzyszyć podczas biegu. Wszystko więc było dopracowane. Jedyną niewiadomą stanowiła moja forma. Przez problemy zdrowotne przygotowania były zakłócone. Opisałem swoje problemy w podsumowaniu stycznia, lutego i marca.

Na starcie maratonu stanęli razem ze mną: Kasia, Kasia, Darek oraz Mikołaj. Paulina i Marianna służyły za support naszego Teamu. 

Początek starałem się biec spokojnie. Planowałem na metę wbiec po 2 godzinach i 45 minutach. Było to jednak wróżenie. Nie miałem wcześniej żadnych startów kontrolnych, które pomogłyby mi w oszacowaniu końcowego wyniku. Jednak jakiś cel trzeba było mieć. A spodziewałem się, że moje założenia czasowe powinny dać Mistrzostwo Polski Nauczycieli, a w tej kategorii właśnie brałem udział.

Pierwsze kilometry to bieg w mieście. Po około 5 km wybiegliśmy z miasta. Spotkałem się z Pauliną. Niestety pojawił się ktoś jeszcze – wiatr w twarz. Niestety to zwiastowało bieg przez około 30 km pod wiatr… Oprócz tego słonce przygrzewało i temperatura dochodziła do ok. 17 stopni.

IMG_20170402_115831

Pierwsze 10 km zrealizowałem w zamierzonym tempie. Ale między innymi w związku z warunkami atmosferycznymi wiedziałem, że kolejne kilometry nie będą łatwe. Pierwsza część dystansu minęła raczej bez większych wydarzeń na trasie. Półmaraton przebiegłem w czasie 1:23:42. Tragedii więc nie było. Ale się zaczęła zaraz po 22 km… Tempo zaczęło spadać. Nie drastycznie, ale już wiedziałem, że ze zrealizowaniem założeń będzie ciężko. Jeszcze do tego ten wiatr! Całe szczęście, że Paulina była przy mnie i mnie motywowała.

IMG_20170402_121512

Momentami udawało mi się przyspieszać, wchodzić w fajny rytm. Ale raczej nie trwało to długo. Męczyło mnie to, bo tempo, które jeszcze przed chorobą nie było dla mnie problemem, teraz ledwo utrzymywałem. Sama świadomość „wolnego biegu” była demotywująca. Jednak nie zamierzałem zejść z trasy. Walka została podjęta, więc trzeba było ją zakończyć jak należy. „Klepałem” więc kolejne kilometry i powoli zbliżałem się do mety. Cierpiałem. Chciałem zakończyć bieg jak najszybciej. Ale, że przyśpieszyć nie mogłem… „Truchtałem” sobie, a obok mnie na szczęście jechała cały czas Paulina i wspierała mnie. Tak dotarliśmy do 38 km, który był niby w mieście, ale wyglądał jak by był poza nim. Kibiców praktycznie wcale, zaczął się bruk,  a po odcinku asfaltu pojawiła się droga niby asfaltowa ale jakby szutrowa… Zmęczył mnie ten fragment mocno. Starałem się przyśpieszyć ale nie miałem z czego. Wiedziałem, że meta już jest praktycznie na wyciągnięcie ręki. Wreszcie ukazała się moim oczom . Jeszcze kilkaset metrów i zakończy się ta maskarada. Jakieś 200 metrów przed metą słyszę głos Jurka Skarzyńskiego, mobilizuje mnie, przybijam piątkę… Udaje się przyśpieszyć. Ale to nie ma znaczenia. Ktoś jeszcze krzyczy, że super bo złamię 3 godziny. Rzeczywiście łamię. Zegar zatrzymał się na 2 godzinach 58 minutach i 8 sekundach. Zająłem 51 miejsce open, 7 miejsce w Mistrzostwach Polski nauczycieli. Jednak nie cieszy mnie ostateczny rezultat. Jest to mój piąty wynik maratońskich zmagań. Niestety 2:0 dla Dębna. W 2007 roku również bieg mi nie wyszedł z powodu kontuzji (pasmo biodrowo-piszczelowe). Założenia na ten start w styczniu miałem ambitne. Liczyłem, że uda się zejść poniżej 2:40 i dzięki temu uplasować się w pierwszej 10 maratonu. Niestety życie weryfikuje nasze plany…

IMG_20170402_135948

Po wbiegnięciu na metę miałem trochę czasu, by odpocząć i się wykąpać. Czułem się trochę ja potracony przez tira. Kontrolowałem jednak czas, bo trzeba było wrócić na metę, żeby powitać towarzyszy wyjazdu.

WP_20170402_15_12_46_Pro[1]

Pierwszy pojawił się Darek. Niestety również nie zrealizował swojego planu i ukończył zmagania z czasem 4:10:06. Po Darku na metę wbiegły obie Kasie. Kasia R. wiedząc, że nie zrealizuje swoich założeń postanowiła zawrócić i wesprzeć koleżankę. To się nazywa praca zespołowa! I w ten sposób obie dziewczyny osiągnęły czas 4:50:55.

17760620_1250448871735753_1530556194_n

Po dwóch „K” pojawił się Mikołaj, który na mecie zameldował się po 5 godzinach i 46 sekundach.

WP_20170402_16_04_39_Pro[1]

Dla Kasi był to ostatni Maraton w drodze do Korony Maratonów Polskich. Dla Darka i Mikołaja to dopiero początek zabawy :)

Nikomu z naszej ekipy nie udało się zrealizować założeń. Dostaliśmy mocne lanie. Ale tak naprawdę nie przejmowaliśmy się tym. Spędziliśmy ze sobą 2 fajne dni. A maraton? Będzie następny i się odgryziemy! :)

WP_20170402_18_04_40_Pro

Comments are closed.